Wypożyczenie do West Hamu w minionym sezonie oraz początek bieżącej kampanii w Manchesterze United wskazuje na to, że Jesse Lingard odpędził swoje demony i powrócił do bycia sobą – dobrym piłkarzem, na którego warto stawiać. 28-latek na łamach The Players Tribune opisał szczegółowo swoje przeżycia i problemy, z którymi się zmagał, kiedy wszyscy go skreślili. Zrobił to z dedykacją dla osoby, która wyciągnęła go z dna. Dla swojego brata Lou.
TREŚĆ I FORMA ARTYKUŁU ORYGINALNE:
To historia o mnie, ale tak naprawdę o moim bracie Lou.
Bez niego nie byłbym tam, gdzie jestem dziś. Nie ma szans.
Cóż, nie bez niego i jego dwóch tablic, ale do tego jeszcze dojdę.
Około dwóch miesięcy temu tętniłem życiem. Kibice wrócili na Old Trafford. Czułem się dobrze podczas okresu przygotowawczego. Ole był ze mnie zadowolony. Nie mogłem się doczekać startu Premier League.
Wtedy, tydzień przed pierwszym meczem, otrzymałem pozytywny wynik testu na COVID-19.
Dziesięć dni w izolacji. Byłem załamany.
Ale wierzcie lub nie, to nie była najgorsza rzecz, jaka przytrafiła mi się poprzedniego lata. Wracając do czerwca, naprawdę uważałem, że zrobiłem wystarczająco dużo, aby dostać się do 26-osobowej kadry, która zagrała na EURO 2020. Oczywiście, szanowałem decyzję Garetha, ale kiedy zadzwoniłem do mojego brata, cóż… popłakałem się. Lou także.
Dwa lata temu taka wiadomość zniszczyłaby mnie kompletnie.
Na szczęście teraz jestem w lepszym miejscu. Kiedy chłopaki zagrały mecz otwarcia, nie zamierzałem siedzieć i marudzić. Może nie grałem, ale wciąż byłem fanem, prawda? Założyłem więc koszulkę – trzymam się blisko z Declanem Rice’em, więc musiałem mieć “4” na plecach – i poszedłem do pubu z Lou i kilkoma przyjaciółmi. Jakiś facet chodził tam z papugą – jakie to przypadkowe – która nagle usiadła mi na ramieniu i patrzyła, jak pokonujemy Chorwację!!!
Musisz kochać pub, kiedy gra Anglia – ta atmosfera, energia. Zrobiłem kilka zdjęć, podpisałem trochę autografów. Nie jestem pewien, jak to się stało, ale z czasem znalazłem się przy biurku DJ-a!
Cóż to było za popołudnie.
Powiem to każdemu graczowi. Dołącz do kibiców w pubie przynajmniej raz w trakcie swojej kariery. Zapewni ci to po prostu inną perspektywę.
Pozwólcie, że wyrażę się jasno: o ile oglądanie tych chłopaków zawsze jest świetną zabawą, o tyle gra dla Anglii jest dla mnie czymś ogromnym. Za każdym razem, gdy zakładam tę koszulkę, czuję się błogosławiony.
Możliwość zadzwonienia do mojej rodziny i powiedzenia im, że znów otrzymałem powołanie do reprezentacji we wrześniu, była cudownym uczuciem. A potem zrobić to ponownie w składzie, który mierzy się z Andorą i Węgrami… Nie potrafię nawet tego opisać, poza stwierdzeniem: dobrze jest być z powrotem!
Bycie częścią tej drużyny, w szczególności w czasie EURO byłoby naprawdę wyjątkowe, biorąc pod uwagę wszystko, co osiągnęła oraz sposób, w jaki zbliżyła się do siebie ludzi i zmieniła perspektywy. To oczywiste, że chciałbym znaleźć się w finalnej 26-osobowej kadrze.
Postanowiłem jednak spojrzeć na to z szerszej perspektywy. W listopadzie 2020 roku nie było mnie nigdzie w pobliżu składu. Nawet o tym nie myślałem. Kiedy więc otrzymałem powołanie w marcu, to było to dla mnie coś wielkiego. Szczerze mówiąc, sam fakt bycia w kadrze był dla mnie bonusem.
Musicie pamiętać, skąd pochodzę.
Musicie zrozumieć, jak nisko upadłem.
Dotarcie do półfinału Mistrzostw Świata w 2018 roku było jednym z najlepszych doświadczeń w mojej karierze. Pamiętacie tę piosenkę?
“Whoa, England is in Russia… Whoa, drinking all your vodka… Whoa, England’s going all the way!”
Takie żarty.
Ale potem, zaraz po powrocie na sezon 2018/19 doznałem urazu pachwiny. Osteitis pubis [tłum. zapalenie kości łonowej – wyj. red.]. Konkretny ból.
Zawsze sporo biegam w trakcie spotkań, około 12-13 kilometrów. To wymaga wysiłku, ale zawsze byłem w stanie się zmobilizować. Tym razem było inaczej. Nie dawałem rady. Po kilku meczach po prostu przestałem. Nie mogłem grać, nie mogłem trenować. Moje ciało miało po prostu dość. Wszystko wyhamowało – przytrafiło mi się to właśnie wtedy, kiedy znajdowałem się u szczytu formy.
Menedżerem Manchesteru United był wtedy Jose Mourinho i… cóż, naprawdę nie lubił, kiedy jego zawodnicy byli kontuzjowani. Nie chciał o tym słyszeć.
A ja na to: “To nie moja wina, prawda szefie?”
Muszę przyznać, że ja i Jose mieliśmy ogólnie dobre relacje. Był dla mnie dobry. Przed tymi wszystkimi kontuzjami ufał mi i stawiał na mnie w ważnych meczach. Wygrywaliśmy trofea, a on sprawił, że byłem zwycięzcą. On po prostu wydobywa z ciebie tę wersję.
Lubił też mieć osobisty kontakt ze swoimi zawodnikami. Czasami patrzyłem na telefon i dostawałem od niego przypadkowe FaceTime’y. Zupełnie znikąd – tylko po to, aby sprawdzić.
Na początku wydawało mi się to bardzo dziwne.
Dzwonił i mówił: “Hej Jesse, co robisz?”
A ja na to: “Eee, po prostu się relaksuję, oglądam TV… (niezręczna cisza) … A ty co robisz?”
Hahaha!
Uważam, że to zabawne. Prawdę mówiąc, pokazuje to, jak bardzo o nas dbał.
Ale jeśli chodzi o kontuzje, to tak, było trudno, bo nie chciał o tym słyszeć.
Od tego momentu nie mogłem już wrócić do punktu, w którym się znajdowałem. Cierpiałem zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Były też sprawy pozaboiskowe związane z moją mamą i jej walką z depresją. Mówiłem o tym już wcześniej i choć nie o tym jest ta historia, to również mnie to dotknęło. To moja mama, rozumiecie?
Brak gry tylko pogorszył sprawę. Ale kiedy w końcu wyszedłem na murawę, nawet będąc w pełni przygotowanym… Nie byłem sobą. Moja rodzina ciągle przychodziła na mecze, ale nie mogli mnie nawet oglądać. Mówili: “To nie ty. To nie jest twoja aura.” Przechodziłem obok meczów, jakby mnie tam nie było. Jak duch.
Pamiętam nawet, jak Bruno Fernandes podszedł do mnie przed spotkaniem i powiedział: “Dzisiaj chcę zobaczyć Jessego Lingarda, którego znam.”
Jedyne, co mogłem pomyśleć, to: “Stary, nie potrafię, ponieważ nie jestem sobą!”
Kocham piłkę nożną. Kocham ją na zabój. Były jednak momenty, w których myślałem: “Po prostu nie mogę już tym się zajmować.”
W życiu osobistym schowałem się we własnym telefonie. Twarz przyklejona do ekranów. W rozmowie można było ze mnie wyciągnąć tylko mm-hmm, ale tak naprawdę nie słuchałem. Tłumiłem to w sobie. Wszystkie te emocje i cały ten stres.
Stałem się celem dla mediów. Zaczęli się mnie czepiać.
Tak było przez cały tamten sezon i następny. W ciągu półtora roku z najwyższego poziomu na świecie spadłem na najniższy, na jakim kiedykolwiek byłem.
Tak bardzo, że kiedy nadszedł lockdown… dziwnie to mówić, ale mimo wszystko, dla mnie osobiście było to dobre. Już dawno spisałem się na straty.
Nagle otrzymałem szansę, aby wcisnąć przycisk reset.
To część, podczas której do akcji wkracza mój brat Lou.
Zawsze byliśmy ze sobą zżyci i zawsze się o mnie troszczył, jak robią to starsi bracia, rozumiecie? Już w bardzo młodym wieku dostrzegł mój potencjał i zawsze służył mi radą oraz motywował do działania. Ale w tym okresie mojego życia, naprawdę stanął na wysokości zadania.
Lou nigdy mnie nie skreślił.
W trakcie lockdownu, kiedy tylko wiedział, że mam dołek, wysyłał mi swoje filmiki. Mnie strzelającego bramki, grającego na Mistrzostwach Świata, zdobywającego trofea. I pisał: “Zobacz, czego możesz dokonać. Uwierz w siebie. Jesteś klasowym zawodnikiem.”
On mnie wręcz bombardował. Wkrótce zobaczyłem tak wiele wiadomości, że zacząłem mu wierzyć.
Może nadal jestem dobrym graczem?
Dbałem o formę w trakcie lockdownu, a on wyznaczał mi kolejne cele do osiągnięcia podczas treningów. Wysyłał mi nawet swój czas na 5km, próbując pobić mój wynik.
(Wybacz bracie, ale to niemożliwe. Haha!)
To on był jedynym, który mi powiedział: “Jeżeli pójdziesz na wypożyczenie, to będziesz wymiatał!”
W końcu odważyłem się porozmawiać o wszystkim, przez co przechodziłem, z Ole i chłopakami z United. To nie było łatwe, ale Ole to nie tylko menedżer, ale też przyjaciel. Znam go od lat. To on pozwolił mi zadebiutować w rezerwach. Zawsze mi powtarzał: “Jeśli czegokolwiek potrzebujesz, zapukaj do moich drzwi.”
Kiedy nareszcie porozmawiałem z nim o wszystkim, co się działo, jego odpowiedź brzmiała: “Szkoda, że nie przyszedłeś do mnie wcześniej.”
Po tym, jak to powiedział, pomyślałem: “Dlaczego nie powiedziałem nic wcześniej?”
Wydawało mi się, że sam sobie poradzę, ale nie mogłem. Potrzebujesz ludzi.
Wydarzyło się to w połowie minionego sezonu. Ole Gunnar Solskjaer chciał, żebym został w United i pomógł drużynie w styczniu, ale dla mojego własnego dobra zrozumiał, że muszę odejść. Potrzebowałem regularnej gry w piłkę. Potrzebowałem nowego środowiska.
Potem, gdy zbliżał się Deadline Day, wszystko oszalało, mówię wam. Tak naprawdę słyszeliśmy tylko pogłoski o zainteresowaniu West Hamu, a czasu na sfinalizowanie tej transakcji nie było zbyt wiele. Najpierw otrzymałem zielone światło, które potem zgasło i znowu się zapaliło. Przechodziłem przez emocjonalny rollercoaster.
Kiedy w końcu zawarto umowę, byłem podekscytowany, że mogę zacząć od nowa. Gdyby testy medyczne zostały wykonane na czas, zagrałbym przeciwko Liverpoolowi dwa dni po podpisaniu kontraktu. Byłem tak gotowy.
Od razu poczułem, że pasuję do tego miejsca. W West Hamie gra wspaniała grupa chłopaków. Ułatwili mi przeprowadzkę.
Kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w klubie, od razu krzyknąłem: “Dodajcie do mnie do czatu grupowego!!!”
Dec [Declan Rice], Freddo [Ryan Fredericks], Aaron [Cresswell], Nobes [Mark Noble]. Oni zawsze się z siebie zgrywali.
Freddo – czyli Ryan Fredericks – po prostu patrzył, jak przychodzę na trening i mówił: “Pffff, wow… Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłeś.”
A ja na to: “Co? Co ja zrobiłem?!”
On mnie tylko straszył, prawda?
I tak cały dzień, aż w końcu zaczniesz się załamywać i zastanawiać się “Ej, czekaj, czy ja naprawdę coś zrobiłem?” Potem zdajesz sobie sprawę, że nic, a on cię tylko nabiera.
Jest jeszcze Mark Noble. Pozwólcie, że opowiem wam o Nobesie. Ma talent do żartów, a przynajmniej tak mu się wydaje. Miał na mnie oko od czasu, gdy menedżer nazwał mnie na treningu Golden Boyem.
Graliśmy w ruchomego dziadka i piłka wypadła poza koło. Dotknąłem jej jako ostatni, ale David Moyes powiedział: “Nie, nie, nie. Jesse nie musi iść do środka. To nasz Golden Boy!”
Nobes to podłapał.
Pisząc jednak poważnie, wziął mnie pod swoje skrzydła i wyjaśnił mi, czym jest West Ham. Pamiętam, że podczas jednego z moich pierwszych meczów wyjazdowych siedziałem z tyłu jego samochodu w drodze na lotnisko. Byłem tylko ja, on i Aaron Cresswell.
Natychmiastowo schowałem głowę w telefonie. Automatycznie. Ale on nie miał czegoś takiego. Odwrócił się do mnie, mówiąc: “Whoa, tu nie wolno używać telefonów. Rozmawiamy.”
A ja na to: “O.K… w porządku.”
W samolocie normalnie założyłbym słuchawki i słuchał muzyki, ale Nobes i reszta chłopaków tego nie tolerowali.
Tak było wszędzie w West Hamie, konkretne rozmowy o wszystkim. Żadnych telefonów, żadnych mediów społecznościowych. Koniec z mm-hmm. Kiedy jedliśmy obiad w hotelu, moglibyśmy tam rozmawiać przez wieki. Pomogło nam to zjednoczyć się jako zespół, a mnie osobiście bardzo pomogło.
Jest jeszcze jedna część tego, co zmieniło się we mnie w ciągu tych miesięcy… I to wszystko było zasługą Lou.
Kiedy przeprowadzaliśmy się do Londynu, jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił, było ustawienie dwóch tablic w naszym mieszkaniu.
Przyniósł je, a ja zastanawiałem się, co on robi?
Powiedział: “Ta jest na cele, ta na motywację. Bum. Bum.”
Po lewej stronie miałem gole, asysty, pokonane dystanse, strzały, pojedynki, wszystko.
Po prawej były same motywacyjne rzeczy: słowa klucze, cytaty, rzeczy, które miały mnie nakręcić.
Przed przerwą na reprezentacje wyznaczył mi kilka celi: cztery gole, dwie asysty. Powiedziałem mu: “Nie, napisz osiem… dziewięć goli!”
Odpowiedział mi: “Bracie, jeśli będziesz mierzył zbyt wysoko na starcie, możesz przestrzelić.”
Więc ruszyliśmy z czterema golami i dwiema asystami.
Zaliczyłem oba wyzwania.
Lou na to: “W porządku, 6 goli i 4 asysty.” Również zaliczone.
Odhaczone. Odhaczone.
Cytaty również zadziałały. Moja motywacja była ogromna. Wszystko, czego potrzebowałem, znajdowało się na tych dwóch tablicach.
Naprawdę wszystko… Musieliśmy dodać do tego nagrodę dla Piłkarza Miesiąca w Premier League i Gola Miesiąca.
Kiedy w lutym po raz pierwszy zostałem nominowany do konkursu na Piłkarza Miesiąca, pomyśleliśmy sobie: “Co jest?! Dodaj to na tablicę!”
Potem otrzymałem trzy nominacje z rzędu: luty, marzec, kwiecień! Znajdowałem się już na tej liście wcześniej w mojej karierze, ale nigdy nie wygrałem.
Czułem się naprawdę blisko w marcu, ale Kelechi Iheanacho zapakował hat-tricka i skradł mi nagrodę sprzed nosa… Będąc uczciwym, prawdopodobnie na to zasłużył.
W kwietniu już o tym zapomniałem (szczerze). Potem facet od mediów West Hamu wysłał mi notkę głosową, mówiąc: “Wygrałeś Piłkarza… i Gol Miesiąca.”
Od razu zadzwoniłem do Lou. Nie dotarło to do mnie, dopóki nie powiedziałem rodzinie i nie usłyszałem, jak bardzo byli wzruszeni. Wtedy pomyślałem “wow”, to coś wielkiego.
Wracamy do tablicy.
Odhaczone. Odhaczone.
Po tym, Bruno Fernandes w wywiadzie dla mediów United określił mnie “najlepszym piłkarzem w Premier League”. Mnie!!! Możecie w to uwierzyć?! To słowa Bruno!
Darzę Bruno ogromną miłością. Przez całe wypożyczenie wysyłał mi wiadomości z wyrazami wsparcia. Słowa uznania od kogoś na jego poziomie były po prostu niesamowite.
Po wszystkim Lou powiedział mi, że być może przegiąłem z osiągnięciami. Hahaha!
Nie byłem jednak przesadnie ambitny. To, co zobaczyliście w West Hamie, to zawodnik, którym mogę być, gdy wszystko układa się po mojej myśli. Powiedzmy, że była to ulepszona wersja starego Jessego Lingarda.
Jesse 2.0.
Kiedy wróciłem do United, poczułem się jak inna osoba. Jestem dojrzalszy, pewniejszy siebie. Biorę na siebie większą odpowiedzialność. Szczerze mówiąc, muszę przyznać, że Moyes i chłopaki z West Hamu mają w tym swój udział. Dzięki za wszystko.
Byłem bardzo podekscytowany tym sezonem. Może zabrzmi to śmiesznie, kiedy całe życie spędzasz w klubie, ale naprawdę chciałem pokazać ludziom, co potrafię. Wiecie, o co mi chodzi?
Nie chcę być zawodnikiem, który radzi sobie dobrze tylko przez kilka tygodni lub miesięcy. Pragnę pokazać, jak wiele bramek i asyst mogę zdobyć w ponad 30 spotkaniach.
To samo dotyczy reprezentacji Anglii. Jestem zaszczycony, że po podróży, którą odbyłem, znowu mogę być w składzie. Zdobycie tych dwóch goli przeciwko Andorze podczas ostatniego zgrupowania… szczerze, byłem po prostu podjarany!
Ale chcę więcej.
Koniec z kwarantannami. Koniec z kontuzjami i przerwami.
Zobaczmy, co Jesse 2.0 skrywa w swojej szafce.
Zdecydowanie czuję, że to dla mnie nowy początek. Tak naprawdę dla nas, ponieważ Lou ciągle jest moim trenerem osobistym, motywatorem i jakkolwiek chcecie go nazwać. Będzie ze mną przez cały czas.
Dziękuję ci bracie za to, że pomagasz mi być prawdziwym sobą.
Wyczyściliśmy tablicę.
A teraz do dzieła.
Mamy kilka celów do zrealizowania.
Dyskusja