Mark Hughes wyjawił, że był sfrustrowany po słynnym zwycięskim golu Michaela Owena w derbach Manchesteru we wrześniu 2009 roku.
Były napastnik Manchesteru United zarządzał w tym czasie Manchesterem City i sądził, że jego drużyna wyrwała cenny punkt, gdy Craig Bellamy w ostatniej minucie podstawowego czasu zdobył bramkę na 3:3.
Jednak Hughes był sfrustrowany, gdy sędzia Martin Atkinson pozwolił na kontynuowanie gry długo poza początkowo wyznaczony doliczony czas. W 96. minucie Ryan Giggs znalazł Owena w polu karnym, a były napastnik Liverpoolu minął Shaya Givena i zdobył bramkę.
– Pan Atkinson, Martin Atkinson, niech go Bóg błogosławi, postanowił po prostu zapomnieć spojrzeć na zegarek – ubolewał Hughes. – Cały czas powtarzałem sobie w głowie: “Cóż, musi już zagwizdać – już po wszystkim”. Dołożył cztery minuty. Patrzę, a minęło siedem! Co on robi?!
– Obserwuję mecz, Giggsy [zagrał piłkę] i widzicie Michaela Owena na wolnej pozycji, myślicie: “Zdobędzie bramkę”, ponieważ to właśnie robił przez całą swoją karierę.
– A więc przegraliśmy spotkanie, kiedy moim zdaniem gra się skończyła, poszło nam dobrze i zdobyliśmy punkt… to było dla mnie bardzo bolesne. Chciałem zmierzyć się z sir Alexem [Fergusonem] i pokonać go, jeśli byłoby to możliwe. Jeśli nie, następną najlepszą rzeczą było zremisować na Old Trafford. Ale niestety pan Atkinson odebrał mi to osiągnięcie!
Mecz został zapamiętany jako jedne z najbardziej legendarnych derbów ostatnich lat, a Hughes dodaje, że dopiero teraz jest w stanie przyznać, jaki to był fantastyczny mecz.
– To było świetne spotkanie – powiedział. – Jedne z lepszych derbów! Ileż dramaturgii. Rio [Ferdinand] popełnił błąd w pobliżu linii środkowej, a Craig Bellamy poprowadził piłkę przez całą połowę i uderzył ją pod nogami bramkarza. Myślałem wtedy: to wszystko, koniec gry. Przyjmiemy punkt, sprawiedliwie, możemy uścisnąć dłoń i wszystko w porządku!
Pobyt Hughesa w City stał się powodem rozgoryczenia wśród fanów United, którzy nie mogli zaakceptować widoku ich byłego bohatera zarządzającego drużyną lokalnego rywala.
Jednak były piłkarz, który strzelił 163 gole dla “Czerwonych Diabłów” podczas dwóch pobytów w klubie, wyjaśnił, że jego możliwości były ograniczone, jeśli chodzi o rozwijanie się jako menedżer.
– Jeśli spojrzeć na to w tamtym czasie, najwyraźniej sir Alex nigdzie się nie wybierał – wspomina Hughes. – Arsene Wenger nigdzie się nie wybierał. Chelsea nie zatrudniała brytyjskich menedżerów. Liverpool… Nie poszedłbym do Liverpoolu – zaufaj mi!
– Tak więc wszystkie najlepsze kluby miały menedżerów na przyszłość. Spojrzałem na Man City i pomyślałem, że to ładny stadion, fajni kibice, wielu fanów, fundamenty do rozwoju. Stwierdziłem: dobrze, pójdę tam. Nie przyszło mi do głowy, że mogłoby to zdenerwować fanów United.
– Nie postrzegałem się jako były gracz Man United – kontynuował. – W tamtym momencie uważałem się za profesjonalnego menadżera piłkarskiego.
– Gdybym miał zrobić następny krok, nie było zbyt wielu opcji, które moim zdaniem byłyby lepsze niż Blackburn. Problem polegał na tym, że kiedy dotarłem do City, był to właściwie klub na niższym poziomie niż ten, który opuściłem. Blackburn był znacznie wyżej pod względem udogodnień i mentalności oraz profesjonalizmu w tamtym czasie. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem o tym, dopóki nie zatrzasnąłem za sobą drzwi w City.
Dyskusja