Były obrońca Manchesteru United, Lee Martin, w najnowszym epizodzie UTD Podcast opowiada o swoim słynnym golu, który zdobył w Pucharze Anglii w 1990 roku.
Wychowanek przeszedł przez szeregi drużyn młodzieżowych, aby dołączyć do pierwszego zespołu Manchesteru United i niewątpliwie jego najlepszy mecz w czerwonej koszulce to powtórzony finał Pucharu Anglii z 1990 roku przeciwko Crystal Palace.
Po świetnym 3:3 w pierwszym spotkaniu finałowym, kilka dni później oba kluby spotkały się, by powtórzyć mecz. Manchester United wygrał 1:0 dzięki trafieniu Martina. To była jego druga bramka dla klubu z Old Trafford.
Trafienie Martina zapewniło mu pierwsze trofeum pod wodzą sir Aleksa Fergusona. Były obrońca mówi, że nigdy nie męczy go rozmowa o jego zwycięskim trafieniu w finale rozgrywanym na Wembley.
– Mam wspaniałe wspomnienia i to ogromna część mojego życia – zaczyna. – Minęło już 30 lat. Zagraliśmy dobrze w tym pucharze. Chyba każdy mecz rozgrywaliśmy na wyjeździe, co było wyjątkowe. Nie sądzę, żeby ktoś był w podobnej sytuacji od tamtego czasu. Rozegraliśmy też kilka trudnych meczów, grając z Oldham w półfinale po powtórce na starym Maine Road, a potem dotarliśmy na Wembley.
Martin opisuje sześciobramkowy thriller z pierwszego meczu przeciwko Crystal Palace jako prawdziwy klasyk Pucharu Anglii.
– Pierwsze spotkanie, rozgrywane w sobotę zakończyło się wynikiem 3:3 i był to wspaniały mecz – wspomina Martin. – Pamiętam, jak Mark Hughes mówił do mnie podczas rozgrzewki: „Zrób wszystko, żeby zapamiętać ten mecz, ponieważ taka sytuacja może się nie powtórzyć”. To były wspaniałe słowa.
Martin ujawnił również, że mógłby nie zagrać w drugim finałowym spotkaniu, gdyby powiedział menedżerowi prawdę o swoim stanie zdrowia podczas treningu.
– Łapały mnie skurcze pod koniec każdego meczu, przez ostatnie pięć czy sześć minut – powiedział Martin. – Pamiętam trening w Londynie w środę, menadżer odciągnął mnie na bok i zapytał: “Czy jutro dasz sobie radę?”. Odpowiedziałem: “Tak, absolutnie wszystko porządku, nie ma żadnego problemu”.
– Musiałem zagrać, to był finał Pucharu Anglii. To było głupie pytanie. Powiedziałem: „Nic mi nie będzie, nie martw się”.
Pomimo urazu i strachu przed skurczami, Martin zaczął od pierwszej minuty i strzelił słynnego gola. Nikt nie przewidywał, że zostanie bohaterem Manchesteru United, biorąc pod uwagę, że strzelił tylko raz dla klubu przed finałem Pucharu Anglii.
– Myślę, że kurs na to, że strzelę był 60/1. W przypadku bramkarzy to pewnie było 50/1. Nie dawali mi żadnych szans – powiedział były “Czerwony Diabeł” ze śmiechem, zanim opisał kluczowy moment.
– Była chyba 55 minuta spotkania. Archie Knox był asystentem menadżera. Stał przy linii bocznej, a ja byłem jakieś 25 metrów dalej. Krzyczał tylko, żebym szedł naprzód. Byłem już wycieńczony, miałem długi sezon, ale wiedziałem, że muszę pokonać ból. Wbiegłem w pole karne.
– Mark Hughes przebiegł przez pole karne, by odciągnąć kilku obrońców, a Neil Webb prawdopodobnie zagrał najlepszą piłkę w swojej karierze, prosto na moją klatkę piersiową i kiedy już miałem uderzyć, załapał mnie skurcz w łydce. Pomyślałem: „Jezu”. To trwało tylko ułamek sekundy. Czułem nadchodzący skurcz, ale pomyślałem, że właśnie nadeszła moja jedyna okazja. Udało mi się wyciągnąć stopę, uderzyłem i piłka poleciała w górny róg. Nie uwierzyłbyś, byłem taki szczęśliwy. Normalnie poleciałaby gdzieś w trybuny, ale tym razem wleciała do bramki. Pomyślałem: „Jezu, wpadło!”
Było to pierwsze zwycięstwo Manchesteru United w Pucharze Anglii od 1985 roku, a zarazem siódme w tamtym czasie. Był to powód do świętowania. Jednak Martin czuł, że skurcze dają o sobie znać.
– Wszyscy gracze do mnie podbiegli [kiedy strzeliłem] i wskoczyli na mnie – mówi Martin. – Powiedziałem Robbo “musisz ze mnie zejść, złapał mnie skurcz”, byłem w absolutnej agonii. Robbo uderzył mnie w twarz. Wstał i trochę ze mną porozmawiał, mówiąc: „Nie przestawaj, wszystko będzie w porządku, będziemy cię mieć na oku”. Przez resztę meczu grałem tragicznie, ledwo mogłem biec. Zagrali kilka piłek nad moją głową. Wrighty [Ian Wright] musiał zauważyć, że nie daję rady.
Martin dał radę dograć spotkanie do końca. Zawodnicy Fergusona utrzymali przewagę i zapewnili sobie cenne zwycięstwo.
– Kiedy rozległ się ostatni gwizdek, wszyscy chłopcy wbiegli na boisko – wspomina były obrońca. – Menedżer objął nas ramieniem, mówiąc „dobra robota”. Wrzuciliśmy go do wanny razem z zegarkiem i telefonem, było po prostu genialnie. To była wspaniała chwila.
– Spoglądasz teraz wstecz i myślisz, co za wspaniały czas, ale ten szum związany z wygraną w finale Pucharu Anglii, to były najlepsze chwile w mojej karierze. Nawet nie chodzi o to, że strzeliłem zwycięską bramkę. Kiedy wygrywasz finał pucharu, podnosisz trofeum, będąc częścią tego wszystkiego, to jest po prostu niesamowite.
Dyskusja