Dokładnie 50 lat temu zawodnicy Manchesteru United napisali historię, która na zawsze pozostanie częścią drużyny z Old Trafford. Dnia 29 maja 1968 roku, Manchester United po raz pierwszy w swojej historii wygrał najważniejsze klubowe europejskie trofeum – Puchar Mistrzów (dziś Liga Mistrzów).
Był rok 1968, Anglia, Wembley, końcówka sezonu, ten ostatni najważniejszy mecz. Popołudnie 29 maja było wówczas najbardziej wyczekiwaną porą w Anglii. Po raz pierwszy w historii angielski klub mógł wygrać Puchar Mistrzów. Mógł tego dokonać na własnej ziemi, na wielkim legendarnym Wembley. Ależ to by była historia! Wielbiciele piłki nożnej nie wiedzieli co zrobić, aby czas do meczu zleciał jak najszybciej.
W końcu nadszedł ten moment. Stadion zapełnił się kibicami, którzy zjechali się z całego kraju, a głównie z Manchesteru, oraz Ci którzy przylecieli z Portugalii, bowiem rywalem Manchesteru United była ówczesna potęga – Benfika Lizbona. Portugalski klub przybył do Anglii ze swoimi domowymi trykotami – białe koszulki i spodenki, z czerwonymi elementami. Stworzyło to pewien kłopot, gdyż Manchester United nie mógł wystąpić w swoich domowych strojach – czerwona koszulka, białe spodenki i czerwone getry.
Dla zespołu z Manchesteru nie stworzyło to jednak żadnego kłopotu. Klub zdecydował, że zawodnicy wybiegną w granatowym stroju. I taka oto na boisko wśród wiwatów wybiegły dwie jedenastki, które miały stoczyć ze sobą bój o Puchar Mistrzów. Sir Matt Busby, ówczesny menedżer zespołu, desygnował do gry swoją najsilniejszą jedenastkę, która dziś jest legendą.
Murawa na Wembley stała się chwilowo najsławniejszym miejscem na ziemi, gdyż stąpała po niej cała plejada gwiazd. W Manchesterze United na boisku były takie legendy jak sir Bobby Charlton, który dwa lata przed tym finałem poprowadził Anglię do pierwszego w historii i jak dotąd jedynego Mistrzostwa Świata. Był George Best, który robił z piłką co tylko mu się wymarzyło, dokładnie tak jak z kobietami. Niekwestionowany lider obrony Bill Foulkes (William Anthony Foulkes), który był postrachem wśród przeciwników. Kidd, Crerand, Stiles, Aston, Brennan… nimi chciało być każde dziecko na boisku.
Po drugiej stronie murawy zameldowała się ekipa, która była hegemonem futbolu, posiadającym na swoim koncie już dwa zwycięstwa w Pucharze Mistrzów. Niekwestionowanym liderem był wyczyniający cuda i uznawany do dziś za jednego z najwybitniejszych piłkarzy wszech czasów, Eusebio. Portugalczyk w swoim kraju posiadał niemalże status boga. Każdy wiedział, że Eusebio potrafił zrobić z piłką na boisku to, na co tylko jest w stanie wpaść.
Pierwsza połowa
W końcu na Wembley rozbrzmiał pierwszy gwizdek, trybuny zaczęły huczeć dopingiem, tak jakby chciały grać razem ze swoimi ulubieńcami, a zawodnicy ruszyli do walki. Pierwsza sytuacja, z której mogła paść bramka, była po stronie Manchesteru United. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w odległości około 30 metrów od bramki, do piłki wyszedł Sadler, ale piłka była minimalnie za wysoko. Udało mu się ją lekko strącić i futbolówka trafiła wprost w ręce bramkarza.
Chwilę później, w okolicach środkowej strefy boiska piłkę otrzymał Eusebio, który od razu popędził na bramkę Manchesteru. Efektownie przedryblował dwóch zawodników i z lini pola karnego uderzył prosto w poprzeczkę! Ależ było blisko! Kolejną dobrą akcję w środku pola rozpoczął Sadler, który szybko rozegrał piłkę z Brianem Kiddem i znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, jednak nie trafił w bramkę. Cóż za pudło! W dalszej fazie gry niesamowita okazję na bramkę miała Benfika. Rzut wolny tuż przed polem karnym, długi rozbieg wykonawcy tego stałego fragmentu gry, potężne uderzenie tuż nad ziemią i… piłka ląduje w ramionach wyśmienicie ustawionego Alexa Stepneya.
Pierwsza połowa choć obfitowała w sytuacje bramkowe, skończyła się bezbramkowym remisem. Fani na trybunach oczekiwali lepszej skuteczności swoich gwiazd, ale pomimo braku bramek, doping wcale nie słabł.
Druga połowa
Manchester United drugą część meczu zaczął od mocnego natarcia na bramkę Benfiki. Krótko po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę, John Aston popędził lewym skrzydłem niczym strzała, mijając przy tym dwójkę zawodników Benfiki i oddał mocny strzał. Kąt jednak był zbyt ostry, a bramkarz portugalskiego zespołu był dobrze ustawiony i złapał piłkę. Chwilę później indywidualnego ataku próbował Best, ale potrójne krycie uniemożliwiło mu wyjście na pozycję dogodną do oddania strzału. Benfika ratowała się wybiciem.
Zawodnicy Manchesteru nie rezygnowali, i już po krótkiej chwili, dokładnie w 53. minucie, futbolówka była w drodze na lewe skrzydło do Johna Astona, który przełożył piłkę na prawą nogę i posłał dośrodkowanie w środek pola karnego. Właśnie na takie piłki czekał Bobby Charlton, który wyszedł w powietrze i uderzył na długi słupek. Piłka ugrzęzła w siatce. Cóż to była za euforia! Wembley oszalało, Manchester United prowadzi 1:0!
Bramka podcięła skrzydła zawodnikom Benfiki i piłkarze Matta Busby’ego chcieli to wykorzystać. Szybki przerzut Creranda na prawe skrzydło, a tam był George Best, który z prędkością światła pomknął na bramkę, minął wychodzącego do piłki bramkarza i taaaaaaak, gol na 2-0. Nie! Sędzia odgwizdał spalonego. Best wpadł z piłką do bramki, jednak nie mógł cieszyć się z gola. Nie ma bramki. Ależ mogło być pięknie, ależ mogło być blisko triumfu. Manchester United wciąż prowadzi 1:0.
Manchester United w natarciu. Wyrzut z autu do Besta na wysokości pola karnego Benfiki. Ten zakręcił piłką tuż przed polem karnym mijając dwóch portugalskich zawodników jak pachołki na treningu, wpadł w pole karne, minął trzeciego zawodnika, o matko jest już sam na sam z bramkarzem, uderza i… bramkarz obronił! Ale do dobitki dopadł David Sadler, uderzył z pierwszej piłki po ziemi i bramkarz Benfiki nogami wybił piłkę! Cóż za dwie parady portugalskiego bramkarza. Ależ paniczna obrona Benfiki. To niesamowite, że wciąż jest tylko 1:0.
Benfice po rozpaczliwej obronie w końcu udało się oddalić grę od własnego pola karnego i przejść na połowę Manchesteru. Piłka znalazła się przy bocznej linii, około 30-35 metrów od bramki. Szybka decyzja – piłka została wbita w pole karne. Futbolówka długo szybowała, do piłki wyskoczył Jose Torres, zgrał ją w pustą przestrzeń po prawej stronie pola karnego, a tam nagle zjawił się Jaime Graca, który z pierwszej piłki uderzył na długi słupek i… piłka wylądowała w bramce. Coś nieprawdopodobnego! Po tak rozpaczliwej obronie Benfika strzeliła bramkę. Aż trudno w to uwierzyć, ale tablica wyników w 79. minucie pokazała rezultat 1:1.
Benfika nie rezygnowała. Kontaktowy gol podbudował całą drużynę. Piłka powędrowała na lewe skrzydło do Mario Coluny. Ten minął Sadlera i jest sam wbiegający w pole karne, dośrodkował na długi słupek do Torresa, ale ten miał zbyt ostry kąt, w dodatku wszedł lekko pod piłkę i uderzył ponad bramką. Po chwili w środku pola piłkę miał Eusebio, zagrał ją do przodu to Torresa, który z pierwszej piłki odegrał ją z powrotem do Eusebio. Portugalczyk popędził na bramkę, wyszedł na pozycję strzelecką, jednak uderzył wprost w ręce Stepneya.
I kolejna akcja Benfiki. Bobby Charlton stracił piłkę przed polem karnym rywala. Benfika bez zastanowienia ruszyła do kontrataku. Piłka ze środka boiska została prostopadle zagrana do Eusebio, który znalazł się na linii pola karnego a przed nim tylko Stepney, Esusebio uderzył… o matko co za parada bramkarza Manchesteru United! Uratował drużynę przed stratą bramki. Role na boisku ewidentnie się odwróciły i to teraz Benfika była tym nacierającym zespołem.
Oblężenie bramki Manchesteru trwało w najlepsze. Eusebio podał ze środka pola do prawej strony. Dośrodkowanie z samego narożnika boiska, do piłki doszedł ponownie sam Eusebio i uderzył! Na całe szczęście tuż obok słupka. Ponownie niewiele brakowało, aby Portugalczyk umieścił piłkę w siatce.
Mecz wciąż trwał, jedna bramka mogła zadecydować o wszystkim. Piłka była w rękach bramkarza drużyny z Portugalii. Wyrzucił ją przed pole karne, a tam przejął ją Best. Siódemka z Old Trafford wpadła w pole karne z prawej strony, ostry kąt, ale mimo to uderzył i… piłka trafła tylko w boczną siatkę. Ten błąd mógł kosztować Benfikę bardzo dużo.
Benfika wykonywała rzut wolny w okolicy środkowej strefy boiska, posłała długą piłkę w stronę bramki Manchesteru i właśnie w tym momencie rozbrzmiał gwizdek sędziego, który zakończył regulaminowy czas gry. Po 90 minutach wynik 1-1, a więc kibiców na Wembley czekała dogrywka. Cóż to było za wspaniałe i emocjonujące 90 minut!
Dogrywka
Matt Busby wiedział, że musi coś zmienić w grze swojego zespołu, bo Benfika z minuty na minutę coraz mocniej dominowała. Musiał tchnąc w nich nowe życie, nową inspirację. Czy mu się to udało? Czy któryś z zespołów dał radę rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść?
Początek pierwszej części dogrywki. Manchester United wycofał piłkę do własnego bramkarza. Stepney nie czekając ani chwili wykopnął ją prosto przed siebie. Kidd zgrał piłkę w stronę bramki Benfiki, a tam dopadł do niej Geroge Best. Minął obrońcę, bramkarz wybiega z bramki. Best sam na sam, oko w oko z bramkarzem. Strzela… nie! Symulował strzał, zrobił zwód, a bramkarz już leżał na boisku. Geroge Best miał przed sobą pustą bramkę i wpakował piłkę do siatki! Co to była za akcja, co za gol! Manchester United po dominacji Benfiki podniósł się z kolan i w 92. minucie prowadzi 2:1!
Rzut rożny dla Manchesteru United. Piłka była posłana na około 12 metr od bramki. Tam zawodnik Manchesteru wygrał przebitkę i zgrał ją przed bramkę Benfiki. W tym miejscu znalazł się Kidd, uderzył głową z pierwszej piłki i… cóż za parada bramkarza, obronił to uderzenie! Ależ chwila, do odbitej piłki ponownie dopadł Kidd i ponownie uderzył głową w stronę bramki. Piłka lekkim lobem poszybowała i taaaaaaak, wpadła tuż pod poprzeczką. Wembley oszalało, Manchester United prowadził w 94. minucie już 3:1. Cztery minuty dogrywki zbliżyły Manchester United do historycznego wyczynu.
John Aston miał piłkę w środku boiska. Przedryblował rywala, za chwilę drugiego, przed nim był trzeci zawodnik. Aston wypuścił sobie piłkę na prawą stronę boiska, ale zawodnik Benfiki powalił go na ziemię. Faul! Nie, sędzia zastosował przywilej korzyści, bo do piłki na prawej stronie dopadł Best. Pomknął prawą stroną do końcowej linii boiska, dośrodkował i trafił w głowę obrońcy. Zaraz, chwilę, piłka wysokim lobem zmierzała w stronę bramki, wszyscy wstrzymali oddech i… piłka spadła na poprzeczkę! Cóż za dominacja Manchesteru United.
Charlton ze środkowej strefy boiska zagrał piłkę na prawo do Kidda. Ten rozpędził się i minął rywala. Kidd popędził w stronę pola karnego i dośrodkował po ziemi na szósty-siódmy metr przed bramką. Tam na piłkę czekał już Bobby Charlton, który pięknym technicznym strzałem wpakował piłkę do siatki! To było coś naprawdę niebywałego. Po 9 minutach dogrywki Manchester United prowadził 4:1, Charlton trafił po raz drugi!
Zawodnicy Matta Busby’ego zdominowali i zdemolowali rywala w doliczonym czasie gry i pokonali Benfikę Lizbona 4:1. Jako pierwszy angielski klub w historii piłki nożnej sięgnął po Puchar Mistrzów. Tak, to była zdecydowanie mistrzowska drużyna!
I have always felt privileged to be part of the @ManUtd family. But no more so than fifty years ago today, when as captain of the greatest football club in the world, I lifted the European Cup on behalf of my fellow players, coaches, and supporters. pic.twitter.com/QKPQ5rrz4g
— Sir Bobby Charlton (@SirBobby) May 29, 2018
Wywiad z Alexem Stepney’em
Legendarny bramkarz, Alex Stepney, stojący tuż obok sir Bobby’ego Charltona na powyższym zdjęciu (patrzy się go góry na puchar), podzielił się swoimi wspomnieniami z dnia, w którym to pierwszy angielski klub zdobył to najważniejsze w Europie trofeum.
– Do dnia dzisiejszego uważam, że wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skali tego, co wówczas osiągnęliśmy, z wygrania Pucharu Mistrzów dla Manchesteru United – powiedział dla MUTV w programie poświęconym finałowi z 1968 roku. – Byliśmy zespołem, świetną drużyną. Matt Busby zrobił z nas rodzinę. Bardzo ważne dla nas było, aby zdobyć to trofeum dla niego i wszystkich osób, które były powiązane z katastrofą w Monachium.
– Kiedy zaczynaliśmy sezon jesienią 1967 roku, nikt głośno nie mówił aby zrobić to dla chłopaków, którzy zginęli w Monachium. Jednak nie trzeba było słów, aby wiedzieć, że chcemy tego dokonać dla naszego menedżera, Matta Busby’ego, i dwójki jego najbardziej zaufanych zawodników, którzy przeżyli katastrofę w Monachium – Bobby’ego Charltona i Billa Foulkesa. Tym bardziej, że Matt Busby stawał się coraz starszy i krążyły pogłoski, że to może być jego ostatnia szansa.
– Trzeba pamiętać, że aby grać w Pucharze Mistrzów, trzeba było wygrać mistrzostwo w lidze. Czwarte miejsce wtedy się nie kwalifikowało! Podczas gdy Bobby i Bill cały czas byli w pełni sił, zdrowie Matta było częstym powodem naszych myśli. Oczywiście on po sobie tego nie pokazywał i na treningach próbował nawet dołączać do małych gierek z nami. W dodatku zawsze gdy widzieliśmy blizny na jego piersiach, zawsze przychodziły nam na myśl traumatyczne przeżycia związane z Monachium, z tym co musiał przejść.
– Przygodę z Pucharem mistrzów zaczęliśmy od gładkiej wygranej z maltańskim Hibernians (wygrana 4:0 w dwumeczu przyp. red.). Dopiero potem przyszły ciężkie mecze. Najpierw zmierzyliśmy się z Sarajewem z Jugosławi (wygrana 2:1 w dwumeczu przyp. red.), później graliśmy z polskim Górnikiem Zabrze (wygrana 2:1 w dwumeczu przyp. red.). Półfinały był epickimi starciami z Realem Madryt, gdzie wygraliśmy w dwumeczu 4:3, remisując w drugim starciu 3:3 na kipiącym kibicami Santiago Bernabeu.
– Potem był ten emocjonujący finał z Benfiką na Wembley. Pierwsza połowa była całkiem niezła, a potem na początku drugiej połowy Bobby dał nam prowadzenie po ładnej główce. Później Graca wyrównał na 1:1.
– Myślę, że to mogło się gorzej skończyć, gdyby tylko Eusebio lepiej nastawił swój celownik. W doliczonych czterech minutach, Nobby Stiles dał się mu wyprzedzić i Portugalczyk wychodził sam na sam ze mną. Początkowo myślałem, że zdążę do piłki pierwszy, więc zacząłem wychodzić z bramki, ale wtedy Eusebio był już przy piłce. Jedyne co wtedy mogłem zrobić, to lekko się cofnąć, żeby było mu trudniej mnie przerzucić i wyprostowałem się, zamiast położyć się na ziemi. Eusebio huknął z całej siły, bo uwielbiał to robić, tak jakby chciał aby piłka spaliła siatkę. Jednak jego potężne uderzenie trafiło w moją klatkę piersiową. Zawsze wszystkim mówię, że w tamtej sytuacji logo Mitre odbiło mi się na klatce piersiowej i mam je do dziś! Na całe szczęście udało mi się wtedy utrzymać piłkę.
– Gdy patrzę na tą sytuację z perspektywy czasu, to myślę, że to był punkt kulminacyjny meczu. Gdybyśmy przegrywali 1:2, nie dalibyśmy rady tego odrobić. Doprowadziliśmy do dogrywki, w której wykopnąłem piłkę prosto przed siebie. Kidd zgrał ją do Besta, a ten z typowym dla siebie wdziękiem, dał nam prowadzenie 2:1. Po tym Benfika się załamała. Kiddo i Bobby strzelili po bramce i było 4:1.
– Po końcowym gwizdku sędziego, wszyscy pobiegliśmy do Matta Busby’ego, Bobby’ego Charltona i Billa Foulkesa. Wszyscy byliśmy razem, ale w głębi serca czuliśmy, że to jest ich noc.
Koszulki okolicznościowe z okazji 50. rocznicy wygrania Pucharu Mistrzów
Manchester United wraz z firmą Adidas zdecydowali się wydać specjalną kolekcję koszulek okolicznościowych, które swoim wzorem nawiązują do strojów, które nosili zawodnicy w wygranym finale przeciwko Benfice Lizbona. Zamiast herbu Manchesteru United, który znamy z dzisiejszych koszulek, widnieje herb, który był na koszulkach w 1968 roku. Koszulki są gładkie, bez żadnego wzoru, wykonane w odcieniu ciemnego granatu. Oto jak w tej koszulce prezentuje się Juan Mata.
https://twitter.com/utdxtra/status/1001388757898158082
Koszulki są dostępne w oficjalnym sklepie Manchesteru United: The official store of Manchester United (klik)
Koszulki na sezon 2018/19
W ramach pamięci o historycznym zwycięstwie w finale Pucharu Mistrzów w 1968 roku, Adidas nawiązał stylem nowych strojów do trykotów z pamiętnego finału. Koszulki zostały już oficjalne zaprezentowane, a temat im poświęcony możecie znaleźć pod tym linkiem:
Oficjalnie: prezentacja trzeciego trykotu na sezon 2018/19 (klik)
Projektując trzeci trykot dla “Czerwonych Diabłów” na sezon 2018/19, Adidas oddał cześć zwycięstwu w 1968 roku. Granatowy kolor jest nawiązaniem do koloru w jakim wystąpili zawodnicy Manchesteru United, zaś złote dodatki, jak herb klubu i logo producenta, symbolizują zwycięstwo.
Dyskusja